odwrócona lekcja,  OK!,  polski nie musi być nudny,  sprawozdania

Czas podsumowań

Dawno nie pisałam. Dzieje się bardzo dużo, tak, że nie starcza czasu na sklecenie słów omawiających lekcje. Prowadzę zajęcia codziennie, jak każdy aktywny nauczyciel. Nie zawsze są one na tyle efektowne, by zdjęcia z nich zapisywać na blogu.

Zima to poza czasem świąteczno- noworocznym także czas śródrocznych podsumowań. Rady, spotkania zespołów, zebrania, to gorący okres. Jednak to też dobry moment, by podsumować pracę wychowawczą i polonistyczną- zwłaszcza jeśli pracuje się z nowymi klasami.

Na początku grudnia zaproponowałam uczniom zadanie podsumowujące nasze spotkania.

Od razu odpowiem- tak- dzieciaki wiedziały, że to działanie może rozwiać moje wątpliwości w sprawie wahających się ocen.

Czy to działanie się sprawdzi? Co będzie jeśli nie wszyscy się zaangażują? Jak postąpić, kiedy większość przygotuje prezentacje lub referaty z kartek, a inni zrobią niewiele? Takie miałam wątpliwości, kiedy decydowałam się na wprowadzenie formy. Pomyślałam jednak w duchu sylwestrowym: „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!” i podjęłam wyzwanie.

Efekty prac były różne, co jest naturalne jeśli daje się uczniom swobodę i dowolność w wykonaniu działań. Zaskoczyło mnie, że Ci, którzy prezentowali mieli poczucie ważności sprawy i pytali o możliwość włączenia kamery, co było na swój sposób wyjątkowe. Ponadto przygotowali się wszyscy! Sporadycznie uczniowie czytali z kartki, raczej pracowali pytaniami, budując odpowiedzi „na gorąco”, korzystając z przykładów wymienionych w swoich notatkach. Ciężko stwierdzić, która forma przygotowania prac dominowała- były cztery prezentacje multimedialne, kilka wypowiedzi typu przemówienie, plakat przygotowany ręcznie, burze mózgu, jedna mapa myśli i praca w formie listu do mnie. Nie mogłam narzekać na nudę. Stopień zaangażowania był wysoki, różniły się treści i poziomy przekazywanych informacji.

Przykłady fragmentów z prac, które otrzymałam, klasa IV
Przykłady fragmentów prac z klas IV i VI- celowo wybrałam treści, nie obrazy

Co mi przyniosło takie zadanie? Przede wszystkim utwierdziłam się, że różnorodność działań jest podstawą; że ciekawe lekcje to takie, które zaskakują, mimo że są zaplanowane; że korzyścią naszych spotkań są zajęcia ruchowo- manualne bardziej niż te wykorzystujące nowoczesne technologie. Uczniowie chcą rozwijać te umiejętności, które przydadzą im się w życiu i chcą wiedzieć, dlaczego coś im będzie przydatne. Największym atutem dla mnie, a odkryciem dla uczniów (zwłaszcza klas IV), było nazwanie umiejętności, które pozyskali lub rozwinęli oraz określenie tych, które są słabsze. To było coś! Jakbyśmy wspólnie przekroczyli Rubikon 🙂

Czasowo zmieściłam się w 45 minutach przy klasach liczących 20 osób, a przy tych starszych i liczących 30. – w dwóch jednostkach lekcyjnych.

U każdego z nas są momenty, kiedy brak pomysłów i energii, by wykręcać hołubce w trakcie zdalnego nauczania. Myślę, że podobnie wyczerpani są uczniowie. Szczypiące oczy i powykręcane kręgosłupy od ciągłego ślęczenia przed komputerem nie należą do najciekawszych rozrywek XXI wieku. Jeśli w taki sposób ma się realizować najbliższa przyszłość, powinniśmy zadbać nie tyle o przekaz wiedzy, ile o jakoś pracy opartej na relacji.

Dzielę się tym, ponieważ mam wewnętrzne przekonanie, że warto. Jak nie teraz, to może zaryzykujecie pod koniec roku szkolnego. Przyznam się, że po tych lekcjach czułam się niczym pod prysznicem, gdzie mycie stanowi 2% czasu, śpiewanie 8%, a 90% to myślenie nad swoim życiem.

Istnieje w literaturze pomieszanie utworów, wśród których trudno jest od razu odróżnić te, które umysł ożywiają i podniecają, od tych, które go pogłębiają i porządkują. Są utwory, podczas których umysł z upodobaniem stwierdza, że oderwał się od siebie, i takie, po których stwierdza z zadowoleniem, że jest bardziej niż kiedykolwiek sobą.

Paul Valery, Estetyka słowa